MarekK - 7 sty 2010, o 01:18
" />Tuż przed końcem roku media podały informację, która krzepiąco wpłynęła zapewne na każdego kto miał okazję się z nią zapoznać. Otóż pewna pani, bodaj ze Szczecina, samotna matka wychowująca dwójkę dzieci, znalazła 30 tysięcy złotych polskich. Jak podano kwota ta stanowi równowartość 20 pensji znalazczyni. Samotna matka postąpiła zgodnie ze swoim sumieniem i zaniosła całą sumę na posterunek policji. Niby zrobiła to co powinien tak naprawdę każdy na jej miejscu uczynić ale jednak wszyscy byli pod wrażeniem jej zachowania.
Dlatego dla kontrastu postanowiłem opisać wydarzenie z naszego brydżowego podwórka. W tym sezonie marnie nam idzie w rozgrywkach III ligi (muszę z pokorą przyznać, że niżej podpisany ponosi znaczną część odpowiedzialności za ten stan rzeczy). Niestety, nie inaczej było na zjeździe 21 listopada. Przynajmniej do drugiej połowy trzeciego meczu. Wówczas Nasi Przeciwnicy, zapewne zdegustowani naszymi poczynaniami, postanowili wziąć losy meczu w swoje ręce. W dużej części dzięki ich uprzejmości wygraliśmy zdecydowanie drugą połowę. Wszyscy śpieszyliśmy się do domów więc trochę pośpiesznie podliczyliśmy wyniki i wyszło nam, że wygraliśmy tę połowę 52 do 7 a cały mecz, mimo przegranej I połowy, 20:10. Przeciwnicy uprzejmie zgodzili się z naszymi wyliczeniami, podpisaliśmy protokół i rozjechaliśmy się do domów. Wnioskuję, że w odróżnieniu od większości drużyn nie podliczali wyniku bo, znając ich uprzejmość, niechybnie poinformowaliby nas o pomyłce. Pomyłkę w wyliczeniach wyłapałem następnego dnia gdy przystąpiłem do wykonywania moich kapitańskich obowiązków czyli analizy rozdań (słowo âźobowiązekâ jest tu jak najbardziej na miejscu bo ostatnio to zajęcie ma w moim wykonaniu charakter nieco masochistyczny). Otóż uzmysłowiłem sobie, że w rozdaniu nr 13 (nomen omen) Nasi Przeciwnicy po licytacji pełnej optymizmu zaproponowali kontrakt 6 pik. Licytacja zakończyła się lekkim zgrzytem ponieważ jeden z moich kolegów z drużyny dołożył kontrę do tej propozycji, a następnie, przy aktywnym udziale swego partnera, bardzo mało uprzejmie obłożył kontrakt bez czterech i zapisał 1100. Jak się okazało na drugim stole nasza para wykazała się dużą podejrzliwością do pana Piatnika i zakończyła swoje harce na skromnych 3 kierach (dokładnie brało się 9 lew w kierach lub pikach po prawidłowej obronie) biorąc 10 lew. To dawało nam pokaźne 15 pkt z rozdania. Niestety, w pośpiechu podliczyliśmy ze stołu otwartego 100 zamiast 1100 i za rezultat 270 wyliczyliśmy 7 pkt. Zamiast smakowitych 15. To âź15â dawało wynik 21:9 (jeden pkt więcej i byłoby 22:8) zamiast 20:10.
Pomijając nawet nasz dotychczasowy marny urobek to mając na względzie wspomnianą życzliwość Naszych Przeciwników nie mogłem pozwolić by nasza pomyłka zaciążyła na ich honorze podejrzeniami jednego z moich sceptycznie nastawionych kolegów. Sceptyk bowiem niegodziwie wyraził przypuszczenie, że wbrew moim przekonaniom, przeciwnicy jednak podliczyli drugą połowę, a jedynie âźzapomnieliâ poinformować nas o różnicy traktując to jako rekompensatę swojej wcześniejszej życzliwości. Zdegustowany postawą kolegi zadzwoniłem w poniedziałek 23 listopada do Kapitana Naszych Przeciwników. Rozmowa, prawdopodobnie z przyczyn pozamerytorycznych, jakoś się nie kleiła bo Kapitan zasłaniał się słabą pamięcią i tym, że nie brał udziału w akcji âź6 pik z kontrąâ (co sugerowałoby, że kolegom z drużyny udało się zataić przed nim ten odrobinę wstydliwy fakt). Zupełnie tym niezrażony, w poczuciu obowiązku i wiary w bliźniego, wysłałem (dwukrotnie) mailem dokładny opis wszystkich 10 rozdań z II połowy z równie dokładnym rozliczeniem każdego. Po braku odpowiedzi wykonałem następne dwa telefony do Kapitana. Otrzymałem informację, że członkowie drużyny âźcoś sobie przypominająâ ale sprawę chcą uregulować na następnym zjeździe.
Niestety, 3 tygodnie które dzieliły oba zjazdy okazały się zabójcze dla pamięci członków drużyny Naszych Przeciwników. 12 grudnia, gdy mi w końcu udało się ich złapać, oświadczyli, że niczego nie pamiętają z tego meczu a już w szczególności âź6 pik z kontrąâ (jak z rozbrajającą szczerością przyznał mi jeden z bohaterów âźakcjiâ).
Jaki jest morał wynikający z tej opowieści? A no następujący:
1. Wbrew temu co sugeruje mój partner brydżowy wcale nie jest tak źle z moją pamięcią szczególnie na tle niektórych przypadków.
2. Liczcie, Drodzy Koledzy Brydżyści, bardzo dokładnie wyniki rozdań (szczególnie w meczach z drużynami, które podejrzewacie, że mogą być Naszymi Przeciwnikami)
Wszystkiego Najlepszego w Nowym Roku oraz powodzenia przy brydżowym stoliku
Życzy
Marek Koczwara wraz z całą drużyną BTG
P.S. Historię tę dedykuję Samotnej Matce ze Szczecina, która mimo ubóstwa i dwójki dzieci na karku nie zapomniała co należy zrobić gdy los przyniesie okazję w postaci nie swojego i nie do końca zasłużonego âźprezentuâ.
w_adam - 8 sty 2010, o 10:48
" />Przyznam, że na naszych polskich boiskach brydżowych z taką sytuacją się jeszcze nie zetknąłem (gram w lidze już prawie 30 lat). Nietrrudno zgadnąć, że chodzi o MOSIR Rypin - BTG, zbyt wielu meczy nie wygrało
Pamiętam m.in taki przypadek, że w meczu I ligi (były takie czasy, że tam nasi grajkowie grali ), graliśmy z Rzeszowem, zapisano w obydwu kontrolkach 4S swoje, co oznaczało stratę 12 IMP - u nas przegrałem bez jednej. Wyniki policzone, protokół podpisany - w trakcie nocnych debat i analiz stwierdziliśmy, że gościu te 4S także przegrał. Idziemy następnego dnia do sędziego, a sędzia protokół podpisany, koniec, chyba, że przeciwnicy sprostują - po 5 następnych sekundach byliśmy bogatsi o 3VP, jako że przeciwnik (bodajże Romek Opaliński) potwierdził to bez wahania - zaskoczony, że wpisano swoje.
Cóż panowie z BTG jeden wiktor stracony, ale do zdobycia jeszcze wam zostało sporo, co mam nadzieję nastąpi już na tym zjeździe.
Pozdrawiam
Adam