ďťż
Mity przy zakupie aut na giełdzie



Nat - 05-11-2009, 11:29
" />




alan0104 - 05-11-2009, 13:28
" />ha ha, troche mnie rozwalilo, " Nie ulega wątpliwości, że diesle zużywają mniej paliwa, ale tylko podczas długotrwałej eksploatacji. Jeśli ktoś jeździ głównie po mieście, a na dodatek na krótkich odcinkach, gdy silnik nie może się rozgrzać - nie zaobserwuje niższego spalania, a w portfelu nie zostanie więcej pieniędzy " mialem benzyne z dosc duzym motorem i teraz diesla, czesto porownywalem. z powyzszego opisu wynika, ze benzyniak na zimno wcale wiecej nie spali niz disel. moim zdaniem obydwa pala na zimno wiecej, ale procentowy jak rowniez ogolny wzrost zuzycia paliwa w dieslu nie bedzie wiekszy niz w benzynie. zgadzam sie natomiast z faktem dluzszego nagrzewania silnika przez diesle-szczegolnie jtd, to raczej pewne. pozotala czesc artykulu godna i warta. przeczytania



bargaw3181 - 05-11-2009, 13:36
" />No niby tak

ale są jeszcze tacy ludzie jak ja ...

dajcie mi 3.2 benzynkę i 2.4 diesla do wybru... i ja wiem że 3.2 to jest potega i orgazm

ale ja kocham ten klekot i w efekcie i tak wezmę diesla.. nie ważne czy spali mniej czy więcej, czy przez ciężar silnika będę musiał częściej wymieniać elementy zawieszenia wszystko może przemawiać za benzyną i nie za przeczę... ale i tak kupię DIESLA

Tego nie da się logicznie wyjaśnić... :D:D

zboczenie?? może

pozdrawiam



Bianco - 05-11-2009, 13:37
" />Ja się nie zgoszę. Alfa 156 z silnikiem 1,8 TS spalała mi po Warszawie około 12l/100km, Lybra 2,4 jtd spala mi w takich samych warunkach 7,5 - 8,0 l/100km. Czy to mało???
Nagrzewanie silnika w Lybrze też jest dużo szybsze, szybciej osiąga temperatury w granicach 80 - 90 stopni.
To tyle z moich spostrzeżeń.
Po Warszawie jeżdżę najczęściej odcinki od 5 do 20 km.




fazi - 05-11-2009, 16:47
" />Ten artykuł to totalna bzdura ,miałem wiele benzyniaków w tym ostatnio kappe 2.0 vis ,efekt korki w mieście włączona klima 15 litrów pb jak nic ,na trasie mniej to fakt,teraz mam ar 166 2,4jtd zapi.......rdala jak odrzutowiec spalanie czy sie stoi czy leży 8 on.Silniki diesla duzo lepsze wytrzymalsze niż bena.Więc nie ma o czym mówić co do nagrzewania mój diesel po przejechaniu równo 7km w minusowej temp nagrzewa sie do 90stopni ,czego o benzynowcach powiedzieć nie moge a w każdy miałem sprawny termostat ,wyjątkiem była Y 1.2 która była dogrzana po około 2,3km.



bargaw3181 - 05-11-2009, 16:53
" />Widzę że nie jestem sam



bialy-murzyn - 08-11-2009, 11:35
" />i racja, ale mi Kappa LPG pali 12 l. przy tej samej mocy co to JTD a w kieszeni w porównaniu zostanie mi z 5zł/100km
no i wlasciwie tyle w tamcie, a wiadomo ze diesel mniej spali w przypadku włoskich benzynożerców : >



topcio1 - 08-11-2009, 12:05
" />A ja mam chroniczny wstręt do kiśli, wolę więcej zostawić na stacji niż rozsiewać sadzę po ulicach



viwaldo - 08-11-2009, 12:16
" />Artykuł pisał jakiś skrzywiony benzynowo. Moze kiedyś miał omege 2.5 tds i dlatego taka teoria . Mi lybra pali na mieście 6.6 drugie sprawdzanie 6.8 ropy i to odcinki zwykle 10 km. Wiem moglem kupić benzynowe palio 1.6 i bym miał 12 l benzynki jak nic
i to mruczenie mojego silniczka...
diesel zawsze górą



Nat - 08-11-2009, 21:37
" />
">Mi lybra pali na mieście 6.6 drugie sprawdzanie 6.8 ropy i to odcinki zwykle 10 km.
Dałoby się to na polski przetłumaczyć?



bargaw3181 - 08-11-2009, 22:11
" />przypuszczam że chodzi o dwa pomiary...

pierwszy dał spalanie 6.6l/100km

a drugi 6.8l/100km

sprawdzane na odcinkach po 10 km...

dobrze myślę??



viwaldo - 08-11-2009, 22:20
" />nie
przeliczane po spaleniu pelnego zbiornika
pierwszy zbiornik 6.6l na 100 km
drugi zbiornik 6.8 lna 100 km

teraz czytelniej



Artur G. - 08-11-2009, 22:34
" />
">A ja mam chroniczny wstręt do kiśli, wolę więcej zostawić na stacji niż rozsiewać sadzę po ulicach
Mam to samo, diesel u mnie to ostateczność, mam alergie na D. No, cóż tak mnie wychowano , wolę duże PB. Ale z grzeczności nie dyskwalifikuję D, grzecznie dziękuje za D i kupuję Pb.

-- 08 Lis 2009, 21:36 --


">
pierwszy dał spalanie 6.6l/100km

a drugi 6.8l/100km

sprawdzane na odcinkach po 10 km...

dobrze myślę??


Łącznie 13,4l/100 - dobrze myslę



Dudi - 09-11-2009, 10:49
" />
">A ja mam chroniczny wstręt do kiśli, wolę więcej zostawić na stacji niż rozsiewać sadzę po ulicach
Mam to samo, diesel u mnie to ostateczność, mam alergie na D. No, cóż tak mnie wychowano , wolę duże PB. Ale z grzeczności nie dyskwalifikuję D, grzecznie dziękuje za D i kupuję Pb.

Mnie też tak wychowano a jednak kupiłem Diesla i następny też będzie Diesel. Chyba, że mnie będzie stać jeździć min. V6.

-- 08 Lis 2009, 21:36 --


">
pierwszy dał spalanie 6.6l/100km

a drugi 6.8l/100km

sprawdzane na odcinkach po 10 km...

dobrze myślę??


Łącznie 13,4l/100 - dobrze myslę

Raczej z pierwszego zbiornika spalanie wyszło na poziomie 6,6l/100km, a z drugiego zbiornika 6,8l/100km



Nat - 09-11-2009, 11:34
" />To Kappa ma dwa zbiorniki - dobrze myślę



maciej_ignys - 10-11-2009, 00:40
" />
">To Kappa ma dwa zbiorniki - dobrze myślę

No patrzcie go jak tłucze chłopaka złośliwy skurczulisyn....

Oczywiście, że dieselek jest wyborem zdecydowanie zdroworozsądkowym.

Jeżdżąc A8 4.2 quatro doszedłem w bolesnym momencie do 10 kafelków za benę na miesiąc (a było to 13 kkm) i rzekłem sobie basta !

Ścierwolotem 2.0 Tdi nie wyłażę za 3 500 a zdarza się i nieco ponad dwójkę - czas przejazdu do Waffki (360 kilometrów) jest dłuższy o kawę na łorlenie.



jakubg - 10-11-2009, 01:01
" />Chyba kolega pisał o Lybrze... (ale złośliwy żart godny odnotwania bo dobry )



bargaw3181 - 10-11-2009, 23:42
" />dobry dobry



wujekp - 11-11-2009, 10:18
" />
">Jeżdżąc A8 4.2 quatro doszedłem w bolesnym momencie do 10 kafelków za benę na miesiąc (a było to 13 kkm) i rzekłem sobie basta !


Wiedziałem że masz ciężką nogę, ale aż tak? Palił Ci ponad 17l na setkę? W trasie (bo rozumiem że te 13 tys w miesiąc to nie wykręcałeś w mieście jako całodobowe taxi )? Albo nieźle pijące to A8 Albo i jedno i drugie ...



maciej_ignys - 11-11-2009, 14:34
" />
">Jeżdżąc A8 4.2 quatro doszedłem w bolesnym momencie do 10 kafelków za benę na miesiąc (a było to 13 kkm) i rzekłem sobie basta !


Wiedziałem że masz ciężką nogę, ale aż tak? Palił Ci ponad 17l na setkę? W trasie (bo rozumiem że te 13 tys w miesiąc to nie wykręcałeś w mieście jako całodobowe taxi )? Albo nieźle pijące to A8 Albo i jedno i drugie ...

Uwierz mi Wujku, że wynik poniżej 15 litrów na sto w tym curestwie był możliwy tylko gdy wiozłem je na lawecie

Wynik 25 po mieście nie był niczym nadzwyczajnym (szczególnie w zimie) na autostradzie palił 10 % tego co jechał
200 km/h - 20 litrów, 250 - 25

A kręcę spore kilometry od wielu lat, często nawet w krajach w których drogi są. Od pierwszego wrzesnia tylko raz wyskoczyłem do trzeciej rzeszy a nakręciłem jakieś 24 000.



topcio1 - 11-11-2009, 15:08
" />
"> Wynik 25 po mieście nie był niczym nadzwyczajnym (szczególnie w zimie) na autostradzie palił 10 % tego co jechał
200 km/h - 20 litrów, 250 - 25

.


Dziurawy zbiornik, albo inne uszkodzenie. Mój znajomy ma taką 4,2 i jakoś tyle nie leje.



Rafako - 11-11-2009, 17:00
" />Panowie, wybaczcie i nie obrażajcie się ale odnoszę wrażenie, że niektórzy z Was mają problemy z czytaniem ze zrozumieniem lub co gorsza z domyśleniem o cóż może chodzić w tekstach mniej "gramotnych" autorów. Toteż zacytujmy typka jeszcze raz:
"Ten błąd popełnia wielu kupujących. Bezgraniczna wiara w oszczędności samochodów z silnikami diesla może okazać się zgubna. Nie ulega wątpliwości, że diesle zużywają mniej paliwa, ale tylko podczas długotrwałej eksploatacji."
Panowie tu autor ma 100% racji, może nieładnie to przekazał ale pisze prawdę Przecież wszyscy wiemy, że koszty obsługi silnika diesel na CR czy pompowtryskach są po prostu WYŻSZE niż wolnossącej benzyny. Regeneracje turbin, awarie wtryskiwaczy, padające pompy, to codzienność wielu użytkowników diesli. Inna DROGA przypadłość - dwumas - znacznie mniej rozpowszechniony w jednostkach benzynowych sprzed kilku lat. To co użytkownik robiący 15-20 tyś km rocznie swoim diesel'kiem oszczędzi na paliwku, straci na naprawy i tak w koło. Z moich prywatnych obserwacji wynika również, że coraz droższe są części i osprzęt do diesli (wiadomo - popyt) w stosunku do benzyniaków. A przecież część nie jest o wiele droższa w produkcji
"Jeśli ktoś jeździ głównie po mieście, a na dodatek na krótkich odcinkach, gdy silnik nie może się rozgrzać - nie zaobserwuje niższego spalania, a w portfelu nie zostanie więcej pieniędzy." Tutaj fakt, trochę mu się wątek zgubił ale chyba miał na myśli większą usterkowość niedogrzanego silnika u osób eksploatujących auto na naprawdę krótkich odcinkach (7-10 km do pracy itd.).
Co do wolniejszego rozgrzewania się diesla:
W jesienno-zimowy dzień (temp. otoczenia ok 0 st. C), po ruszeniu z pod mojego domu do pracy, poniższe auta po takim dystansie osiągają / ły temp. ok. 50 st. C na wskaźniku:
1. Ford Focus 1,6 benz 100 KM - ok. 2,2 km
2. VW Passat 1,6 benz 101 KM - ok. 2 km
3. Daewoo Lanos 1,6 SX 106 KM - ok. 1,8 km
4. Ford Focus 1,8 TDDI 75 KM - ok. 3,5 km
5. Renault Kangoo 1,9 dTI 82 KM - ok. 3,1 km
6. Renault Clio 1,5 dci 68 KM - ok. 4,5 km
Tyle moich uwag i obserwacji.
Serdecznie pozdrawiam.



wujekp - 11-11-2009, 17:39
" />
">Uwierz mi Wujku, że wynik poniżej 15 litrów na sto w tym curestwie był możliwy tylko gdy wiozłem je na lawecie


Ciężko było, ale wierzę
Ale to straszny pijak to A8.


">Przecież wszyscy wiemy, że koszty obsługi silnika diesel na CR czy pompowtryskach są po prostu WYŻSZE niż wolnossącej benzyny. Regeneracje turbin, awarie wtryskiwaczy, padające pompy, to codzienność wielu użytkowników diesli. Inna DROGA przypadłość - dwumas - znacznie mniej rozpowszechniony w jednostkach benzynowych sprzed kilku lat. To co użytkownik robiący 15-20 tyś km rocznie swoim diesel'kiem oszczędzi na paliwku, straci na naprawy i tak w koło.

Nie do końca się z tobą zgodzę. Użytkownik robiący 15 tys. km rocznie będzie to koło masowe po prostu wymieniał to koło dwumasowe dziesięć razy rzadziej niż Ignyś Więc ta oszczędność nie zależy tak bezpośrednio od przebiegu IMHO



maciej_ignys - 11-11-2009, 23:54
" />
"> Wynik 25 po mieście nie był niczym nadzwyczajnym (szczególnie w zimie) na autostradzie palił 10 % tego co jechał
200 km/h - 20 litrów, 250 - 25

.


Dziurawy zbiornik, albo inne uszkodzenie. Mój znajomy ma taką 4,2 i jakoś tyle nie leje.

Może jest zwolennikiem eco - drivingu ?

Kilku moich znajomych dosiadało te świnie i średnia trasa-miasto w okolicach 17 i u nich występuje (auto miało jak je kupowałem 80kkm i niespełna 3 latka od właściciela serwisu w PL)



Rafako - 12-11-2009, 09:01
" />
">
Nie do końca się z tobą zgodzę. Użytkownik robiący 15 tys. km rocznie będzie to koło masowe po prostu wymieniał to koło dwumasowe dziesięć razy rzadziej niż Ignyś Więc ta oszczędność nie zależy tak bezpośrednio od przebiegu IMHO


Drogi Wujku , co by już za mocno nie wdawać się w polemikę, odrzeknę tylko, iż moje przekonanie opieram oczywiście na statystykach sprzedaży danych części na aftermarkecie, nie zaś na wnioskach czerpanych z analizy przelotów jaskółek w Wąchocku Innym czynnikiem, który utwierdza mnie w przekonaniu o droższej dla przeciętnego użytkownika (tego, który jeździ niewiele) eksploatacji diesla, jest fakt że biedny Polak to zawsze ma pecha, przykładem jest mój znajomy, który w ostatnich dniach płaszczył się przede mną jak walcowana blacha, gdy okazało się, że jego piękny saabik z motorem TID, kupiony przez komis zagranicą od starszej Pani (oszywiście, "doktórowej" a jakże ) z przebiegiem 50 tyś km (fajny prawda ) ma do wymiany sprzęgło wraz z wysprzęglikiem i koło dwumasowe (ale doktorowa z nogą na sprzęgle jeździła ). Efekt - cena detaliczna tego zestawu (analogiczny do oplowskich CDTi) wynosi blisko 5 tyś złotych. Sprzęgło do porównywalnej benzyny saaba - ok. 1000 zł w detalu. Ile musi przejechać Kowalski, żeby odrobić tą różnicę oszczędzając na paliwie
Serdecznie pozdrawiam i już milczę w tym temacie



Dudi - 12-11-2009, 09:47
" />
">(analogiczny do oplowskich CDTi)

Do fiatowskich JTD ma się rozumieć



Rafako - 12-11-2009, 12:11
" />
">(analogiczny do oplowskich CDTi)

Do fiatowskich JTD ma się rozumieć
W tym przypadku tylko do G. Punto. Do jtd rodem z Lybry, stilo czy ar156, ten zestaw jest znacząco tańszy
Serdecznie pozdrawiam.



artjas - 16-11-2009, 14:03
" />może było, może stare ale dzisiaj wpadł mi w ręce taki oto artykuł:

"...W tym roku do Polski sprowadzono ponad pół miliona używanych samochodów. Większość z nich użytkowała kobieta, niepaląca, która rzadko używała pojazdu, bo przebieg niewielki.
Tak przynajmniej wynika z treści ogłoszeń motoryzacyjnych. A kupujący chcą wierzyć.

Kupujący chcą wierzyć, że nie są robieni w konia, tylko znaleźli prawdziwą okazję.
Jak wyglądała taka okazja; jeszcze kilka tygodni przed wstawieniem do komisu można zobaczyć w warsztacie Roberta. Mała miejscowość, posesja na skraju lasu otoczona wysokim płotem z tabliczką uwaga, zły pies!

- Znasz ten dowcip? Przyjeżdżają turyści do Zakopanego, patrzą, a tam jakaś sterta powyginanego żelastwa stoi. Pytają zainteresowani to rzeźba Hasiora? Nie, to Józek przywiózł samochody z Niemiec śmieje się Rober. Sprawdziłem w Wikipedii kto to Hasior, nawet się zgadza dodaje częsty bywalec solarium i siłowni.

Podwórze zastawione samochodami w różnym stadium rozkładu. Z garażu dobiega zgrzyt piłowanego metalu i trzaski wyładowań elektrycznych spawarki.

- O ten tutaj, patrz jak ładnie zrobiony Robert z dumą pokazuje srebrnego Opla Vectrę, rocznik 2004. Błyszczący lakier, w środku pachnie nowością.

Jeszcze kilka tygodni wcześniej Opel stał na szwajcarskim złomowisku prowadzonym przez tureckich imigrantów przykryty folią, by deszcz nie wpadał przez wybite szyby do środka. Trafił tam prosto z wypadku. Poślizg, przeciwległy pas, ciężarówka i drzewo. Na szczęście nie dachował, ale za to z przodu i tyłu karoserii nic nie zostało.
- Nie opłacało się klepać, tutaj wjechał; cały nowy przód i tył od innego, pospawane na progach i podłodze. Nie do poznania, że robiony chwali swoją robotę Robert.

Na szwajcarskim szrocie jego cena była minimalna, bo żaden miejscowy mechanik nie podjąłby się zrobienia z tego złomu pełnoprawnego samochodu. Jego normalny dalszy los był już określony: wyjąć wszystkie części, które można jeszcze sprzedać, a reszta pod prasę i do huty jako złom do przetopienia. Szansą na życie po życiu Opla stał się Polak, który zabrał samochód na lawetę i zawiózł do swojego kraju. To przewoźnik pracujący dla Roberta. Ma chody u Turków, którzy opanowali złomowiska samochodowe w zachodniej Europie, więc dostanie od nich zaniżoną fakturę, by potem nie płacić wysokiego cła na granicy.

- Teraz najlepiej ściągać ze Szwajcarii stwierdza Robert. Niemieckie szroty my, Polacy, już wyczyściliśmy na spółkę z Ruskimi. Poza tym Szwajcarzy nie wpisują do dokumentów samochodu informacji o wypadku. W Polsce pójdzie jako bezwypadkowy.

Po lakierowaniu Vectra trafia do fotografa. Co ciekawe zdjęcie jest zrobione z rozbitym reflektorem i lekko pogiętym błotnikiem.

- Dzisiaj ludzie są nieufni, zaraz węszą dlaczego samochód tak tanio narzeka na ludzką naturę Robert. To wtedy pokazuje się, że był tylko lekko puknięty, ale wiadomo na Zachodzie tak im się w głowach od tego dobrobytu poprzewracało, że wolą sprzedać niż wyklepać.

Uspokojony klient kupuje auto zrobione po lekkiej stłuczce nie mając świadomości, że początkowo bardziej przypominało ową rzeźbę Hasiora niż samochód.

Wokół jeszcze kilka innych okazji. Jest Renault Clio, 2006 rocznik, wspawana cała lewa ćwiartka nadwozia.

- Na szwajcarskim szrocie kosztował w przeliczeniu 7 tys. zł. Przewoźnik bierze 1800 za sprowadzenie. Koszt części to 9 tysięcy zł. Żeby sprzedać bez latania wokół tego to wystawię za 25 tysięcy. I jestem 7 tysięcy do przodu.

Ale narzeka, że złote czasy się skończyły. Kryzys, ludzie nie kupują samochodów. Kiedyś przez jego warsztat przechodziło nawet 10 aut miesięcznie, a teraz dobrze jak sprzeda 3-4.
- Za to idą droższe, Polacy chcą teraz kupować nowsze auta, lepsze, to i przebitkę mam większą pociesza się Robert.

Rdza zawsze wyjdzie
Nie wszystkie samochody trzeba składać z kawałków, jak wielkie puzzle. Ale wszystkie przechodzą lifting. Specjalistą od samochodowej urody jest Artur, choć jego warsztat w niczym nie przypomina wypasionego miejsca rodem z programu MTV Pimp my ride. To stary budynek z nieotynkowanych pustaków, podwórze zastawione rdzewiejącymi wrakami samochodowymi, zarośnięte chwastami.
Artur jest blacharzem i lakiernikiem. Współpracuje z kilkoma handlarzami, którzy wstawiają do jego warsztatu auta sprowadzone z Zachodu. Trzeba je odpicować, sprawić by kilkuletnie rzęchy kupione okazyjnie zaczęły wyglądać tak, żeby klientowi zaświeciło się na ich widok oko.

- Najpierw trzeba wyczyścić, ale nikt nie bawi się w jakieś prania tapicerki wyjaśnia Artur. Wywala się całe wnętrze i myje Karcherem wodą pod ciśnieniem.

Odrywa się starą wykładzinę i kładzie nową, co wychodzi taniej i lepiej niż prać starą. Jest pewność, że samochód będzie pachniał nowością.

Potem wyczyszczenie rdzy i malowanie. Najlepiej od razu całość nadwozia, żeby miernikiem nie można było znaleźć różnic grubości lakieru na poszczególnych elementach. Rdza wyszlifowana na tyle, by była równa powierzchnia, nikt nie bawi się w dokładne wyczyszczenie. Wiadomo więc, że za jakiś czas wyjdzie znowu w tym samym miejscu, ale to już problem kupującego.

- Lakiernik, u którego się uczyłem mówił mi: jak kupisz samochód to nie rób go od razu wspomina Darek. - Polakieruj dopiero przed sprzedażą, bo po góra dwóch latach góra i tak ci wyjdzie rdza.

Tym bardziej, że w przypadku samochodów na sprzedaż nikt nie bawi się w zachowanie odpowiednich standardów. Nowy lakier kładzie się nie zdzierając starego, nie gruntuje powierzchni, zabezpieczenie antykorozyjne to rzadkość. W ten sposób oszczędza się kilkaset złotych i kilka godzin pracy. A że to wszystko wyjdzie? Wtedy samochód już będzie daleko.

- Chyba, że się nie sprzeda na czas, jak taki Volkswagen, który stał w komisie cztery miesiące opowiada Darek. - A że był szpachlowany i malowany to zaczynało już to odłazić. Jak zacząłem poprawiać lakier po poprzednim specu to się okazało, że dziura w tylnym błotniku była zaklepana blachą z puszki po piwie!

Czasami wystarczy nie lakierować, ale odnowić starą powłokę. Wiertarka z tarczą z miękkiego filcu, do tego pasta lekko ścierna i po chwili lakier jest wypolerowany tak, że można się w nim przeglądać. Odwrotnie robi się z nową powierzchnią trzeba ją lekko postarzyć. Oko specjalisty od razu zauważy, że nadwozie jest zbyt gładkie, jakby wprost wyjechało z fabryki. Po kilku latach lakier pokrywa się mikroskopijnymi ryskami, najczęściej półkolistymi, od myjni automatycznej.

- Ale i na to jest metoda zdradza z dumą Darek. Odwrotna strona tarczy do polerowania jest z twardszego materiału. Jak się przejedzie tą stroną po lakierze to zostają takie ryski. I lakier nie jest zmatowiony, ale wygląda jak autentyczny kilkuletni dobrze utrzymany.

Musi się błyszczeć
Niby wygląd to nie wszystko, liczy się także wnętrze. Przynajmniej w teorii. Praktyka pokazuje, że mężczyznom łatwiej przymknąć oko na głupotę pięknej blondynki niż zachwycić się inteligencją jej brzydkiej koleżanki. Z samochodami jest podobnie.

Kupujący na pewno będzie chciał zajrzeć pod maskę upatrzonego samochodu. A tam czysto jak na sali operacyjnej. Sprzedawca dokładnie umył wnętrze, elementy gumowe posmarował pastą nadającą czerni głębie sierpniowego nocnego nieba. Podejrzane? Wbrew pozorom dla mniejszej liczby osób, niż się wydaje.

- Ludzie kupują oczami, jak się błyszczy to wezmą każdy złom sprzedaje swą maksymę Krzysztof, handlujący samochodami już od 15 lat. - A sprzedawcy kłamią, zawsze.

Kłamstwo pierwsze: przebieg
- Samochód z zachodu może mieć przejechane 300 tysięcy. To normalne. Ale Polak jak zobaczy taki przebieg to się złapie za głowę. Więc się cofa do 100-150 tysięcy i już wzrusza ramionami Krzysztof.

W starszych mechanicznych modelach trzeba było odgiąć blaszkę blokującą przesuwanie się cylindra z cyferkami. Nowsze podłącza się do komputera i zmienia przebieg przy pomocy odpowiednich programów. I mitem jest, że auta posiadają ;czarne skrzynki; dublujące zapisy licznika, których skasować nie można. To znaczy owszem, są takie urządzenia, ale specjaliści wiedzą w jakich modelach się je montuje i jak kasować także ich zawartość.

Kłamstwo drugie: naprawiany tylko w autoryzowanych stacjach obsługi. Na dowód oryginalne papiery z potwierdzonymi przeglądami.
- Jaki problem kupić czystą książkę serwisową? Na Allegro kosztuje jakieś 50 zł rozwiewa nadzieje na uczciwość sprzedawców Krzysztof. Adresy stacji obsługi wynajduje się w internecie i na ich podstawie zamawia pieczątki. Potem między znajomymi wymienia się pieczątki, żeby nie wyglądało jakby wszystkie auta były naprawiane w tych samych miejscach.

Trzeba tylko pamiętać o różnych kolorach tuszu do stempli i wpisywać różnymi długopisami. Czasami dobrze kartki książki trochę postrzępić na brzegach i ubrudzić gdzieniegdzie smarem. Nowa wygląda podejrzanie.

Naprawy młotkiem
W samochód na sprzedaż nie pakuje się pieniędzy, nie ma mowy o nowych częściach i kosztownych naprawach. Dziurawy układ wydechowy zakleja się samoprzylepną taśmą aluminiową. Po wierzchu zachlapie się jakimś lepikiem i wygląda jak nowy. Wypracowane i skrzypiące elementy zawieszenia to kwestia posmarowania na grubo smarem silikonowym.

- Stukające łączniki stabilizatorów naprawia się na chama, młotkiem instruuje Krzysztof. Trzeba uderzyć kilka razy bardzo mocno, łącznik wygina się, staje się sztywniejszy i nie stuka.

W podobnie brutalny sposób można pozbyć się dzwoniących zaworów. Zamiast regulować, albo wymieniać wypracowane elementy, wystarczy dokręcić zawór na maksa. Co prawda nie będzie się domykał i po pewnym czasie wypali gniazdo zaworowe, ale kogo to obchodzi? Ważne, że w trakcie sprzedaży nie będzie dzwonić.

- Prawdziwym przyjacielem cwaniaków od aut jest Moto Doktor - uśmiecha się Krzysztof. To strasznie perfidne, ale działa.

To specyfik, który zagęszcza olej silnikowy zamieniając go w gęstą maź. W ten sposób zakleja wszystkie nieszczelności, uzupełnia luzy zaworowe, nawet pękniętą uszczelkę pod głowicą da się w ten sposób ukryć. Jest jedno ale - po pierwszej wymianie oleju Moto Doktor zostaje wymyty z silnika, a ten zwykle nadaje się do generalnego remontu.

Nówka sztuka, nieśmigana
Jednak ludzie chcą wierzyć, że znaleźli okazję nie lada. Bo samochodem jeździła kobieta tylko po zakupy, albo starsze małżeństwo jedynie na działkę i do kościoła w niedzielę.

- Kiedyś na giełdę specjalnie wynajmowało się starszych panów albo blondynki żeby przedstawiali się jako właściciele, wtedy rosła szansa na sprzedaż mówi Krzysztof.

W komisach stosuje się inne chwyty. Po pierwsze auto nie może stać za długo, bo jeśli klient zobaczy pojazd po raz drugi w tym samym miejscu nabierze podejrzeń. Jak to, taka okazja, a nikt go nie chce? Musi z nim być coś nie tak. Dlatego Krzysztof wszedł w spółkę z kolegą, razem mieli trzy komisy, pomiędzy którymi przeparkowywali auta co dwa tygodnie. Dawało to wrażenie zawsze świeżej oferty.

Potem zaczyna się łowienie klienta. Jeśli zainteresuje się autem, dobrze jest nagle powiedzieć och, ale ten egzemplarz jest chyba już zarezerwowany! Jednak nie wiadomo na pewno, sprzedawca obiecuje sprawdzić.

- Po czym wraca i mówi szef obiecał to auto już komuś, ale gdyby pan się od razu zdecydował to mógłbym jakoś szefa przekonać - śmieje się Krzysztof.

Inny sposób to metoda znana w marketingu jako niska piłka. Chodzi o to, by klient wpłacił jakąkolwiek zaliczkę, niech to będzie nawet 100 zł. Kiedy potem okazuje się, że auto nie jest do końca takie, jak nam się wydawało to przymykamy na to oko. Bo człowiek ze swej natury stara się być konsekwentny. Miało być radio, ale go nie ma? Obiecany komplet zimowych opon nadaje się tylko dla górników do spalenia podczas demonstracji? Coś jednak stuka w zawieszeniu? To nic. Piłka została rzucona, zgodziliśmy się na tę grę, więc schylamy się po nią.

I bierzemy samochód, szkoda nam tych 100 czy 200 zł, które mieliśmy wydać na przegląd w serwisie. Zamiast ocenie fachowca wierząc zapewnieniu, że idealna sztuka, kobieta jeździła..."



RobertWroc - 06-01-2010, 19:03
" />Ciekawy artykuł, i kurcze prawdziwy. Ale nie zawsze jest tak źle. Czasem cwani właściciele komisu się przejadą na swoim cwaniactwie.
Pamiętam jak kupowałem swoją Kappę. Cena naprawdę okazyjna, ponieważ miała uwalony silnik.
oczywiście wszystkie chwyty w stylu "marketing dla ubogich" czyli duze zainteresowanie,(jasne, 3 litrowym włoskim silnikiem)
uszkodzenie pewnie nie jest duże, bo poważnie uszkodzonego to by nie sprzedawali, a jak już kupowałem to znalazł się klient zdecydowany na zakup (pewnie chcieli sprowokować do licytacji,)Oczywiście uznałem to za "znak" że samochód nie jest dla mnie i..polazłem oglądać inny, nawet nie pamiętam jaki. Oczywiście 100% klient poszedł się zastanowić a mnie otwarła się droga do jeszcze jednej negocjacji. To skorzystałem, i tak zepsuta kappa która miała spore kłopoty z odpaleniem, a jak już odpaliła to poniżej 3000 obrotów nie schodziła, trzęsła się jak w febrze, stała się moja za mniej niż 50% wartości rynkowej.

Z polecenia kolegi klubowego Norbiwolow, kapiszonek wylądował w warsztacie w wołowie.
Wymiana kompletnego rozrządu, ustawienie...i po kłopocie.(koszt robocizna 500+ częsci)
Po prostu w kappie mam silnik w mocniejszej wersji który nie ustawia sie na znakach(bo ich nie ma) ale na blokady z AR166.
jakiś prawie spec całe koło pomazał kropkami, plamkami, kreskami, usiłując ustawić, w końcu poddał się i ustawił tak by cociaz zapalił i wyjechał mu z warsztatu.
Mało tego , po rozebraniu okazało się ze stan silnika wskazuje na całkowitą wymianę, a przebieg wygląda realnie na ok 150-180 tys.
Od tego czasu czyli 28 .01 upłyną dwa lata Kappa była w warsztacie:
3 razy w stacji diagnostycznej z czego
raz na pełnej wymianie świec, wymianie przepływomierza,sprawdzeniu cewek zapłonowych przeczyszczeniu przepustnicy
dwa razy profilaktycznie(podpięcie pod komputer, regulacja,czyszczenie przepustnicy)
4 razy na wymianie olei i filtrów.
raz w serwisie opon na wymianie obuwia.
Koniec...
W ciągłej eksploatacji, jeździ w długie trasy, daje radę po mieście.
Powoli odzywa się zawieszenie...
Miałem szczęście? Nie Przede wszystkim nie słuchałem sprzedawcy. Wiedziałem że pier.. bez sensu.
Spisałem numer rej, dotarłem do poprzedniego właściciela.
Tu nie kłamał sprzedawca, faktycznie wozem jeździła kobieta głównie z dzieckiem.Zaleta? powiedzmy, na fotelu plama po McDonaldzie, ciężko było usunąć, jakieś skarpetki w schowku
Ale poznałem powody sprzedaży, (czyli raz problem z rozrządem, dwa faktycznie na podwórku mieli chyba z 7 samochodów, prowadzili jakaś firmę), pokazali mi fotki z Bułgarii do której pojechali kappą, wiedziałem co było zrobione,

Potem wizyta z mechanikiem który ogólnie potwierdził stan i już.

Nie wiem jaką minę by zrobił właściciel komisu gdyby wiedział że stracił na Kappie kilka ładnych tysiączków.( a i tak zajeb..ał nowe opony, bo jak się dowiedziałem wóz kupił na nówkach mało śmiganych )

Tak więc jak zabierzesz się za kupno na zimno, bez emocji, można nawet od cwaniaczka trafić na perełkę.



Nat - 07-01-2010, 17:17
" />Ja mam takie zasady:
1. nie kupuję w komisach
2. Nie kupuję od handlarzy (tylko od zwykłych użytkowników auta)
3. W miarę możliwości kupuje od miłośnika marki, najchętniej do pedanta z forsą
4. oglądam drugie auto takiego jegomościa
5. Nie kupuję najtańszej oferty na rynku

Nawet działa



RobertWroc - 08-01-2010, 00:35
" />
">Ja mam takie zasady:
1. nie kupuję w komisach
2. Nie kupuję od handlarzy (tylko od zwykłych użytkowników auta)
3. W miarę możliwości kupuje od miłośnika marki, najchętniej do pedanta z forsą
4. oglądam drugie auto takiego jegomościa
5. Nie kupuję najtańszej oferty na rynku

Nawet działa


ad1)
ponieważ komisy jednak obowiązuje rękojmia, płacą Vat i są w miejscu(nie znikną na drugi dzień czasem mozna trafić coś ciekawego.
Często trafiają tam dobre samochody których włąściciel poprostu nie ma czasu sprzedawać albo povprostu wqrwił go 100 oglądający "zafca"
ad2) RACJA tych to powinni z Biblią w ręku wysyłać do Afganistanu z misją nawracania arabów. Szanse ze wrócą raczej nikłe...
ad3) na forum widziałem kilka przypadków kupienia samochodu od miłośnika...chmm kupujący do szczęśliwych nie należał.
ad4) a jak nie ma? a nawet jak ma drugi może być używane przez żonę która czasem nawet zsynchronizuje wciśnięcie sprzęgła z wrzuceniem biegu, za to piękny i zadbany.
ad5) czasem może się okazać najlepsza.
Pamiętam jak po 3 miesięcznej przygodzie pozbywałem się citroena XM..cena 2000,- cena giełdowa 3500, -4500, i wiesz faktycznie chętnych nie było na samochód w stanie bdb.
Sprszedawałem bo była to przejściówka, deltę sprzedałem a kappy szukałem, a jeździć musiałem czymś.
Jako ciekawostka .po kilku dniach był na Aleegro za 4500



Rafako - 08-01-2010, 09:14
" />
">ad3) na forum widziałem kilka przypadków kupienia samochodu od miłośnika...chmm kupujący do szczęśliwych nie należał.
[/quote]
A ja niestety nie wiedziałem.
Jedyny przypadek takiej sytuacji, niekoniecznie wynikał z winy poprzedniego właściciela, bo jak twierdził sam nabywca, auto rozleciało się po serwisie, na który je zaprowadził, więc może zawinił mechanik?
Serdecznie pozdrawiam.



Nat - 08-01-2010, 10:31
" />Ty mnie Robert nie musisz przekonywać, to po prostu moje zasady, możesz mieć inne. Zresztą wszystko elastycznie i podstawa to dokłany przegl ad auta przez speca.

Jedno tylko mnie nurtuje - gdzie Ty w tym Afganistanie Arabów znalazłeś? Nawet ten jeden, z długą brodą, hamerykańcom z Tora Bora nawiał...



RobertWroc - 08-01-2010, 11:11
" />
">Ty mnie Robert nie musisz przekonywać, to po prostu moje zasady, możesz mieć inne. Zresztą wszystko elastycznie i podstawa to dokłany przegl ad auta przez speca.

Jedno tylko mnie nurtuje - gdzie Ty w tym Afganistanie Arabów znalazłeś? Nawet ten jeden, z długą brodą, hamerykańcom z Tora Bora nawiał...


A racja , arabów tam juz jak na lekarstwo, inne meliny znaleźli, ale talibowie zostali.
Co do przekonywania, nawet nie zamierzam, Każdy ma swoją metodę, swój sposób.
To tylko wymiana argumentów.
Inna sprawa ze są ludzie którzy wolny czas zabijają kupowaniem samochodu.
przeżyłem takiego. Z pół godziny oglądał , testował podziwiał, a na koniec szczerze wyznał, że on nie chce kupić tylko sobie pooglądać....Qwa jak takiego nie zabić?

A co do spaca mam takiego jednego, latami ciągał złom z Nieniec, nie raz opowiadał jak to się cuda wyprawiało by na kołach przejechał....
I taka anegdotka. Pojechaliśmy razem na jakaś zabitą wiochę, oglądać samochód. On kupował ja miałem ewentualnie wrócić nim, podjechaliśmy pod posesję, ładna całkiem, wyszedł syn włąściciela, do samochodu? Tak, proszę, cudo , nigdy nie bite, zadbany itp,itd, ok zobaczmy, młody do nas ,zaraz tylko ojca zawołam,
Stary wylazł , popatrzył i odezwał się , "*** nawet mi go nie dotykaj"
Koledzy ze szrotu w Niemczech się spotkali...
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • music4you.xlx.pl
  • img
    \